Wakacyjne przemyślenia i playing on FIRE

Moja wakacyjna przerwa trwa. Mało mnie w mediach społecznościowych (właściwie mogę nawet powiedzieć, że zapadłam w sołszalmediową śpiączkę). Spędzam za to sporo czasu z chłopakami na dworze i chłonę cudowne lektury.

Żłobek Najmłodszego jest 2 tygodnie zamknięty, dlatego wzięłam „przymusowy” urlop. Z wyjątkiem kilku dni nad jeziorem nie planujemy żadnych wojaży. Nie lubię wyjeżdżać w wakacje, bo wszędzie jest tak strasznie dużo ludzi. A ja nie przepadam za ściskiem… ani za wygórowanymi cenami :P.

Jestem zatem w mieście. Po 2 dniach „urlopowania” czuję się cudownie i zdałam sobie sprawę, że po ostatnich lekturach jeszcze bardziej utwierdziłam się w tym, że ścieżka, którą podążam (a właściwe podążamy) jest dla nas właściwa. Jaka to ścieżka? Bycia tu i teraz. Ścieżka wdzięczności za to, co mam. Ścieżka, na której docenia się nawet najmniejsze radości.

Oczywiście to nie jest tak, że chodzę cały czas na „haju” i szczerzę się do całego świata. W żadnych wypadku. Wciąż zbyt często zdarza mi się wkurzać na Oszczędnickiego, chłopców czy sytuacje w pracy, ale… już od dawna nie czekam na moment, w którym „będę szczęśliwa”.

Mam nadzieję, że wiecie, o co mi chodzi…

Czasami czekamy na lato, podwyżkę, przeprowadzkę, zmianę zachowania partnera, kiedy dziecko podrośnie etc. myśląc, że jak będziemy mieć to, czy tamto, być tu czy tam albo żyć w jakiś sposób, to, to szczęście przyjdzie. Stąd bierze się też bezrefleksyjna pogoń za pieniądzem. Za coraz wyższymi zarobkami, coraz dłuższym dniem pracy, coraz wyższym „statusem społecznym”. Czy to wszystko jest w stanie uczynić nas szczęśliwymi? Być może… ale właściwie to bardzo mało prawdopodobne.

Jeśli nie jesteśmy szczęśliwi z tym, co mamy… żadna zmiana nie przyniesie nam szczęścia. [Oczywiście nie chodzi mi o ekstremalne sytuacje jak jakaś choroba czy poważne problemy rodzinne.] Niestety z moich obserwacji wynika, że wciąż sporo osób „czeka na właściwy moment”.

Ale jak to wszystko wiąże się z finansami? Według mnie bardzo ściśle. Jeśli szuka się szczęścia w przedmiotach i „płatnych” przeżyciach i jednym z naszych głównych celów jest posiadania więcej i więcej… To na pewno znacznie trudniej taki stan osiągnąć. Droga, którą proponuję, jest zupełnie inna. Oczywiście pieniądze są bardzo ważne, ale… same w sobie nie sprawią, że staniemy się szczęśliwi.

Miesiąc temu pisałam Wam, że ten internetowy detoks bardzo dobrze mi zrobił (a właściwie jeszcze robi). Oprócz czytania i spędzania czasu na świeżym powietrzu myślałam też nad przyszłością bloga. Mówiłam o tym w urodzinowym wpisie, że nie jestem zupą pomidorową i nie muszę się wszystkim podobać. Być może w „świecie finansów” (gdzie liczy się ciągłe zwiększanie przychodów i maksymalizacja zysków) moje podejście nie jest popularne. Ale… wiem, że jest sporo osób, które myślą podobnie (albo dopiero zaczynają tak myśleć ;)). I właśnie do takich osób chcę trafiać.

 

Znajoma podesłała mi ostatnio zwiastun dokumentu „Playing on FIRE”. To jest właśnie moja filozofia życiowa i nie mogę się doczekać, aż film będzie dostępny również u nas!

 

 

Moje dzisiejsze przemyślenia to wypadkowa ostatnich lektur, którymi karmiłam swój umysł:
– „Chrobot” Tomka Michniewicza,
– „Mikrowyprawy w wielkim mieście” Łukasza Długowskiego i
– „Powoli” Brooke McAlary,
które BARDZO serdecznie polecam :).

 

P.S. We wrześniu wracam z DARMOWYM wyzwaniem planowania posiłków. W oszczędnickiej grupie na fejsie.

A jeśli macie ochotę poczytać o naszej podróży dookoła świata i naszych sposobach na zorganizowanie takiej wyprawy (chociaż na dobrą sprawę te wskazówki sprawdzą się także na niekoniecznie tak dalekich i niekoniecznie tak długich wycieczkach, to do końca wakacji możecie kupić PAKIET PODRÓŻNICZY taniej o 20 zł! ;). Wystarczy wpisać kod rabatowy: RTW

Oszczędnicka