Część z Was już wie, że podjęłam się wyzwania przeczytania i zrecenzowanie dla Was 52 książek o tematyce finansowo-rozwojowej w 2016 roku 🙂 Zastanawiałam się, czy zgodnie z rozpiską dołożyć po prostu po jednej recenzji w pierwszą i trzecią sobotę miesiąca, ale stwierdziłam, że wygodniej będzie, jak każdej książce poświęce osobny wpis. Dlatego dzisiaj niesobotnio kolejny tytuł „Jedna rzecz. Zaskakujący mechanizm niezwykłych osiągnięć.” autorstwa Garry’ego Kellera i Jaya Papsana. Dodatkowo KONKURS! Szczegóły na końcu wpisu 🙂
[Przypomnę tylko, że w serii „Oszczędnicka poleca” nie przedstawiam Wam klasycznych recenzji książek, a moje subiektywne przemyślenia i fragmenty, które uważam za wyjątkowo ciekawe i inspirujące]
Idea zawarta w książce bardzo mi się podoba. Chodzi o to, żeby nie łapać kilku srok za ogon, tylko skupić się na JEDNEJ RZECZY. Niezależnie od tego, czy to sfera zawodowa, czy osobista. Garry proponuje nieskomplikowany sposób, żeby być bardziej efektywnym i osiągać więcej w swoim życiu. Jak sam tytuł wskazuje, należy skupić się (w danym okresie czasu) na jednej rzeczy, ale jednocześnie zrezygnować z innych. Wybierając ją, należy sobie odpowiedzieć na pytanie:
„Jaką jedną rzecz mogę zrobić (w tym tygodniu/dniu/miesiącu etc.), żeby ………………. ale taką, że gdy będzie zrobiona, wszystko inne stanie się łatwiejsze albo nieistotne”
Aby to osiągnąć należy:
1) Dążyć do mistrzostwa.
Trzeba po prostu dać z siebie wszystko. Dla każdego to mistrzostwo będzie oznaczało coś innego, ale należy dążyć do maksimum swoich możliwości w swojej kluczowej dziedzinie.
2) Przejść od E do P.
Czyli od podejścia energicznego (które jest naturalne) do pomysłowego. Trzeba szukać wzorców i systemów, które pozwolą nam zajść dalej niż utarte schematy. Sama wytężona i długotrwała praca nie da spektakularnych efektów.
3) Być odpowiedzialnym.
Nie można zrzucać winy na wszystko i wszystkich dookoła. W każdej sytuacji jest coś, co zależy od nas. Zawsze.
Inspirujące myśli:
1) Wielozadaniowość to mit.
Wielozadaniowość utożsamiana jest z wydajną pracą i wymagana na wielu stanowiskach pracy. Jednak według badaczy wielozadaniowcy robią wiele rzeczy, ale kiepsko. „Wielozadaniowość to tylko okazja, żeby spaprać więcej rzeczy na raz”. – Steve Uzzell
2) Selektywna dyscyplina.
Nie potrzebujemy być zdyscyplinowani. „Bądź silny siłą swoich nawyków, a dyscypliny używaj tylko do ich wypracowania”. Keller podaje przykład Michela Phelpsa, tak samo, jak autor Siły nawyku (widać pływak jest świetnym obiektem badawczym :P), który skupił się tylko na jednej czynności, pływaniu, w którą wpakował całą swoją energię. Według Garry’ego świadomość tego, co należy zrobić, a czego nie trzeba, sprawia, że życie staje się łatwiejsze, mniej zagmatwane. Zajmowanie się tym, co właściwe, uwalnia od konieczności śledzenia wielu rzeczy naraz.
3) 66 dni na wyrobienie nawyku.
Wcześniej spotykałam się z okresem 21 lub 30 dni na wyrobienie nawyku, ale według autora „Jednej rzeczy” potrzeba co najmniej 2-3 razy więcej czasu (rozrzut w tym badaniu wahał się od 18 do 254 dni).
4) Praca nad TYLKO jednym nawykiem jednocześnie.
5) Harmonijne życie to mit.
Nie można osiągnąć „złotego środka”, można ewentualnie balansować, przeciwważyć życiowe obszary (raz praca, a raz życie osobiste będzie ważniejsze). Poczucie celu, sens, ważność – te sprawy decydują o udanym życiu. Geneza „równowagi życiowej” jest nowa. Przez tysiące lat życie oznaczało pracę. Jednak każdy pracował mniej lub bardziej na własny rachunek. To zmieniło się drastycznie wraz z nadejściem industrializacji. Dyskusje na temat worklife balance podjęto w USA w latach 80. ubiegłego stulecia, gdy odsetek zamężnych pracujących kobiet przekroczył 50%.
6) Analiza doświadczeń innych ludzi to najlepszy punkt wyjścia do znalezienia potrzebnego rozwiązania.
7) Dzielenie się swoimi postępami zwiększa skuteczność.
Ludzie, którzy spisują swoje cele i dążenia mają 39,5% większe szanse na ich zrealizowanie.
Ci, którzy spisują i wysyłają informację o tym do swoich przyjaciół oraz regularnie dzielą się swoimi postępami, mają aż 76,6% szans!
8) Nikt nie wie, gdzie kończy się jego potencjał, więc przedwczesne zamartwianie się barierami to tylko strata czasu.
Co mi się nie podobało:
1) Po raz kolejny, czytając tego typu pozycję, odniosłam wrażenie, że nie jest skierowana do kobiet (szczególnie z małymi dziećmi). I właściwie to jest jedna rzecz, która mi przez cały czas przeszkadzała. Pisanie z perspektywy mężczyzny, który nie ma żadnych bieżących obowiązków. Nie chodzi mi o to, że nie musi się o innych troszczyć, zapewnić bytu rodzinie etc. ale nie oszukujmy się, jeśli ma dzieci, to na jego partnerce spoczywa większy ciężar opieki nad nimi (mogę się mylić, ale takie odniosłam wrażenie z lektury). No bo która Mama, jest w stanie wygospodarować sobie, chociaż 2 godziny, codziennie, tylko na „swoje” sprawy. Poza tym jest tyle „nieważnych”, powtarzalnych, codziennych czynności w domu. Chociaż z drugiej strony ideę jednej rzeczy w życiu rodzinnym (i poświęcanie jej odpowiednio dużo czasu) można też zrozumieć tak, żeby skupiać się na tym, co faktycznie jest dla nas najważniejsze. Czyli szczęśliwe dziecko, a nie błysk w kuchni, rozmowa czy przytulenie partnera, a nie trzydaniowy obiad czy wypucowany samochód.
Być może metoda „jednej rzeczy” lepiej sprawdza się w pracy. Jednak będę to mogła przetestować dopiero za dwa miesiące. Autor proponuje przeznaczać na „jedną rzecz” połowę swojego produktywnego czasu, czyli ok. 4 godzin (!).
2)Nie do końca zgadzam się też z mitem wielozadaniowości. Myślę, że zależy, o jaką materię chodzi, bo zajmując się domem (a już w szczególności takim gdzie są małe dzieci) nie wyobrażam sobie robienia każdej rzeczy po kolei. A może wielozadaniowośc jest po prostu nieosiągalna dla mężczyzn… ? (to nie jest żadne szowinistyczne stwierdzenie, po prostu tak się luźno zastanawiam :p).
Co sądzicie o takim podejściu do produktywności? Spotkaliście się z nim? Stosujecie? A może uważacie, że to nie ma sensu i nie sprawdza się w Waszym przypadku?