Co przyniósł mi 2021 rok i czy zamykam bloga…

Lubię czytać podsumowania u innych. I plany na nowy rok. Jest w tym taka świeżość, nowe otwarcie, ale też analiza, może nawet pewna zaduma.

2021 całkowicie mnie przeczołgał i o ile poprzedni (2020 rok) miał wiele stresu i niewiadomych związanych z epidemią covid-19,to jednak mogłam zaliczyć go do bardzo udanych. I osobiście i zawodowo. Chociaż zastanawiam się, czy można w ogóle rozpatrywać rok jako udany bądź nie, bo przecież wszystkie doświadczenia czegoś nas uczą… Może z perspektywy czasu inaczej spojrzymy na pewne wydarzenia.

Więc może po prostu napiszę, że wydarzyły się w nim bardzo ciężkie rzeczy. I mam nadzieję, że w 2022 takie sprawy nas ominą.

Nowy rok. Nowe otwarcie. Nowy rozdział. Chociaż z drugiej strony… to tylko jakaś zmiana w naszych umysłach, bo przecież tak realnie nic się wcale nie kończy. To my, jako ludzie umówiliśmy się na taki opis (postrzeganie) czasu. Że akurat te 12 miesięcy… rok za rokiem. No ale dobra, potrzebujemy w życiu jakiegoś rytmu, porządku. Więc taki symboliczny koniec starego roku. Przejście do nowego. Odcięcie grubą kreską.

Na blogu nie działo się wiele (chyba najwięcej było mnie na instagramie). Za to wiele działo się w moim prywatnym życiu i życiu zawodowym. Bywało ciężko i intensywnie. O prywatnym pisać nie będę. A o zawodowym napiszę tyle, że w ciągu ostatniego roku nauczyłam się więcej, niż w ciągu wszystkich poprzednich latach pracy w mojej ukochanej korpo. A co najfajniejsze czuję, że wciąż mam przed sobą mnóstwo miejsca na rozwój.

Przez to, że tak mało mnie tu było w tym roku… kilka osób zapytało, czy rezygnuję z blogowania.

Mogę więc Was zapewnić, że póki co nie zamierzam znikać na dobre, ale na pewno nie będę miała czasu na regularne pisanie (tak jak to było w latach poprzednich, jeszcze przed covidem ;)).

Na pewno wrócą Budżety Czytelniczek. Co więcej, jeszcze nie wiem ;).
Nie zrezygnuję też z podcastów, bo uwielbiam je nagrywać (chociaż potem tygodniami czekają na edycję).
Planuję też mini-wyzwania, w których sama mam zamiar brać udział (trochę tu na blogu, trochę na facebooku czy instagramie).

Oszczędnicki śmieje się ze mnie, że co ze mnie za blogerka, co ani nie publikuje artykułów, niemal „umarła” na facebooku, a na instagramie głównie wrzuca stories… ale to tak nieregularnie, że nikt się nie spodziewa, kiedy coś może się pojawić. Cieszę się jednak, że umiałam wybrać… swego rodzaju work-life balance. Choć oczywiście nie zawsze się udawało. Czasem pracowałam za dużo, bywałam zmęczona, to jednak nie cisnęłam za wszelką cenę. Miałam czas na swój rozwój, dla dzieci, rodziny – ale też na czytanie książek, oglądanie seriali i gotowanie.

Chociaż fakt, że czasem zdarzała się gula w gardle, że tak dawno nic nie pisałam. A czasem jak siadałam, to nie wiedziałam, za co się zabrać i w końcu nic nie publikowałam. Ale nie da się mieć wszystkiego w tym samym czasie.

Równolegle zaangażowałam się też w ciekawy projekt finansowy, o którym nie mogę jeszcze zbyt wiele powiedzieć czy napisać. Ale obiecuję, że jak tylko ujrzy światło dzienne – dam Wam znać.

Zatem nie będzie tu wielkich podsumowań blogowych, bo niewiele się wydarzyło. Ani wielkich planów, bo planuję absolutne minimum. Ale cieszę się bardzo, że jesteście, czytacie i piszecie, jak bardzo moje wcześniejsza działalność Wam pomogła.

Udało mi się za to nagrać podcast o tym jak uporządkować finanse w nowym roku. Dlaczego… często nam się to nie udaje? Gdzie szukać wsparcia i od czego zacząć?

 

Oszczędnicka