Co koronawirus zmieni w naszych finansach i codziennym życiu? Czy w ogóle cokolwiek zmieni? Czy może będzie to jedynie chwilowe wahnięcie w naszych konsumenckich postawach. Jestem ciekawa Waszych refleksji na ten temat…
Kiedy koronakryzys zaczął się w Europie i wszyscy zamknęliśmy się w domach, myślałam sobie, że teraz zmieni się wszystko. Że ludzie w końcu przejrzą na oczy… odkryją co jest dla nich ważne, że docenią to, co mają. A kiedy „to wszystko się skończy” będą żyć inaczej.
Ale teraz nie jestem już tego taka pewna.
Co koronawirus zmieni w naszych finansach?
Zastanawiam się, czy koronawirus zmieni coś długofalowo w naszych finansach i naszym codziennym życiu. Bo to, że poprzewracał nasze rutyny do góry nogami jest oczywiste :).
Czego się nauczyliśmy (niezależnie od tego, czy wdrożymy te odkrycia w życie, czy nie)?
Przede wszystkim, że życie od pierwszego do pierwszego jest bardzo niebezpieczne. W „normalnych” czasach zazwyczaj można ten budżet jakoś ponaciągać. Oczywiście zawsze jest możliwość utraty pracy czy innych zdarzeń losowych, ale jednak jesteśmy w zupełnie innej sytuacji niż w ostatnich miesiącach. Jeśli traci się pracę albo znacząco spadają nam wpływy do budżetu w takich niepewnych czasach, a jest się właściwie „uziemionym” – to robi się gorąco. No chyba że ma się poduszkę bezpieczeństwa, która pozwala na spokojne rozeznanie się w nowej sytuacji.
I oczywiście zawsze znajdą się tacy, którzy stwierdzą, że nie ma sensu oszczędzać, bo stopy procentowe rekordowo niskie, a inflacja postępuje, ale… według mnie lepiej mieć kilka tysięcy na koncie (chociaż oczywiście najlepiej kilkanaście lub więcej), żeby w razie potrzeby móc z nich skorzystać. [A jeśli nie poduszkę bezpieczeństwa, to chociaż fundusz awaryjny.]
Mam też nadzieję, że spora część ludzi miała możliwość przeanalizować sobie swoje codzienne wydatki i zauważyła, ile pieniędzy „samo” wyciekało „niewiadomogdzie”.
A co z naszymi postawami?
Tu w sumie nie mam złudzeń, że część z nas wróci do swoich wcześniejszych konsumpcjonistycznych przyzwyczajeń. Być może nawet niektórzy będą chcieli sobie odbić „stracony czas” ;). Ale myślę, że to nie do końca ich wina. Tak jest skonstruowane współczesne społeczeństwo i większość gospodarek na świecie. Wszędzie nastawienie na wzrost. Musimy kupować, więcej i więcej, bo inaczej gospodarka padnie…
Tylko chyba nie do końca zastanawiamy się, dla kogo to jest dobre. I jaką prawdziwą (aczkolwiek ukrytą) cenę za to płacimy. Bo czy cokolwiek w naszym świecie rośnie bez ograniczeń?
Mam jednak nadzieję, że chociaż część ludzi się obudzi i przejmie stery swoich finansowych wyborów.
Ruch FIRE (Financial Independece Retire Early) odrodził się, a właściwie powstał w takiej formie, jaką teraz znamy po kryzysie w 2008. Wprawdzie teraz mamy zupełnie inne przyczyny i na dobrą sprawę ten kryzys gospodarczy jeszcze nie przyszedł, ale… może będzie wyzwalaczem do zmiany bezrefleksyjnej i „chcę więcej i więcej” postawy?