„Bogaty ojciec, Biedny ojciec” autorstwa Roberta Kiyosakiego to książka którą polecam, ale z pewną dozą sceptycyzmu. Na pewno nie traktujcie informacji w niej zawartych jako prawd objawionych. Spotkałam się nawet z opinią, że pan Kiyosaki dorobił się milionów, nie na nieruchomościach, jak twierdzi, ale właśnie na farmazonach jakie serwuje w tej książce. To prawda, że część porad jest oderwana od rzeczywistości… Niemniej jednak znalazłam w niej kilka bardzo ciekawych informacji, którymi chciałabym się z Wami podzielić.
Przypomnę tylko, że w serii „Oszczędnicka poleca” nie przedstawiam Wam klasycznych recenzji książek, a moje subiektywne przemyślenia i fragmenty, które uważam za wyjątkowo ciekawe i inspirujące 🙂
Zapewne słyszeliście hasło „Najpierw płać sobie”, jest to jedno z ważniejszych przesłań w tej książce. Chociaż sama nie stosuję tej metody, to uważam, że w wielu przypadkach się sprawdza. Szczególnie u osób, którym pieniądze przeciekają przez palce i potrzebują „mocniejszej motywacji”. Kiyosaki podkreśla, że jedyne co trzeba robić, by być bogatym, to dbać o swoją kolumnę aktywów (a już w szczególności o „biznesy”, które nie wymagają naszej obecności- czyli tak zwany dochód pasywny) „Gdy raz już dolar się tu dostanie, nigdy nie pozwólmy mu się stąd wydostać.”
Podoba mi się:
- Jasne wyróżnienie czym różnią się biedni od bogatych (mentalnie). Ci pierwsi, gdy dostaną przypływ gotówki (szczególnie, gdy jest niespodziewany, czyli np. podwyżka lub premia) przeznaczają te pieniądze na konsumpcję. Bogaci natomiast przeznaczają je na inwestycje. Zauważcie, że nie chodzi tu o stan portfela, czy o wysokość zarobków. Można znaleźć biednych ludzi również wśród tych, którzy zarabiają wielokrotność średniej krajowej…
- Pomysł założenia spółki do wszystkich swoich działalności (chociaż nie do końca wiem, jak wygląda to legalnie w Polsce). Dlatego, że „spółka może regulować rachunki przed zapłaceniem podatków. Spółka zarabia, wydaje wszystko, co może, a opodatkowaniu podlega jedynie to, co zostało.” Niestety nie mam doświadczenia w tej dziedzinie, więc nie mogę się wypowiedzieć czy ma rację, czy nie. Niemniej jednak cały wywód brzmi bardzo ciekawie.
- Przekonanie, że najlepiej jest przeżyć załamanie biznesu przed 30. rokiem życia. „Ciągle masz jeszcze czas, aby się pozbierać.”
- Podejście do znaczenia słów i języka, jakim się posługujemy. Na przykład nie powinno się mówić „Nie stać mnie na to”. Zamiast tego należy zastanowić się „jak mogę to osiągnąć?”. Być może co niektórzy z Was (z wybitnie realistycznym podejściem do życia) machną ręką na takie rewelacje, ale wydaje mi się, że jednak coś w tym jest. Nie chodzi o tu fluidy, jakie do siebie przyciągamy, czy stanie przed lustrem, czekając na mannę z nieba. Ale nastawienie jest bardzo, bardzo ważne. Jeśli ktoś będzie myślał o sobie, że jest biedny, to zawsze będzie biedny, niezależnie od tego, jakimi środkami finansowymi będzie dysponował.
- Zależność 1-3-6. Czyli coś o czym bardzo często zapominamy chcąc „wyciskać maksymalnie wszystkie okazje”. Kiyosaki przypomina, że na 10 inwestycji: na 1 do 3 zarabia, na 5-6 nic nie zmieniają, na 2 lub 3 traci.
Nie podoba mi się:
- To, że autor zbyt natarczywie promuje swoiście rozumianą przedsiębiorczość. Uważa, że należy tworzyć pracę dla siebie samych i innych. Należy wyjść ze schematu pracy na etat, do którego jesteśmy przygotowywani od dziecka, w domu i w szkole. Według niego to zły scenariusz życiowy. Jednak chyba zapomina, że nie każdy ma w sobie „gen przedsiębiorczości” i nie każdy sprawdzi się „na swoim”. Poza tym, gdyby wszyscy stworzyli miejsca pracy dla siebie i dla innych, to co za „inni” by tam pracowali 🙂
- Zbyt duże zafiksowanie na dochód pasywny i przekonywanie, że wystarczy tylko zmienić myślenie, a pieniądze same do nas przyjdą.
- Lanie wody i częste powtórzenia. Jednak to przypadłość większości książek tego typu. Na dobrą sprawę treść dałoby się skrócić o co najmniej połowę. Chyba że te ciągłe powtórzenia mają na celu dosadnie wbić czytelnikowi poglądy autora 🙂