Czy warto korzystać z promocji?

Czy warto korzystać z promocji?

Czy warto korzystać z promocji? Chyba nie znam osoby, która nie lubi korzystać z takich ofert. Obniżka, dodatkowy rabat, Black Friday, „3 za 2” i tym podobne okazje. Ten dreszczyk emocji, gdy uda nam się kupić coś, w niewiarygodnie dobrej cenie, zna chyba każdy. Niczym myśliwi na polowaniu krążymy po sklepowych zaułkach i zakamarkach w poszukiwaniu celu. A czasem cel sam, zupełnie nieoczekiwanie, wyrasta nam przed oczami. Instynkt zdobywcy ciągle żywy…

Ale czy na pewno warto korzystać ze wszystkich okazji?

Zapewne każdy z nas (i to nie raz, nie dwa…) kupił coś w super promocji, co potem zalegało na półce lub w szafie. Jednak w momencie transakcji, z tył głowy „przydaś” szeptał intensywnie, że przecież „kiedyś się przyda”.

Najbliższym mi przykładem są zakupy ubraniowe. Bo chociaż staram się świadomie kształtować swoją garderobę (i od czasu urodzenia Juniora całkiem mi to wychodzi) to mam na swoim koncie kilka lub nawet kilkanaście nietrafionych zakupów. Oczywiście najczęściej impulsem do zakupu była niska cena. Najgorsze jest to, że chyba każdy złapał się kiedyś na taki haczyk. Co więcej, wiele osób ma w szafach ubrania jeszcze z metkami!

Panowie teraz powiedzą, że ich to nie dotyczy… Ale dobrze wiecie, że oszukujecie samych siebie 🙂 Bo nawet jeśli nie ubraniowe (choć podejrzewam, że większość z Was ma na swym koncie takie dokonania :P) to gadżetowe, narzędziowe i tym podobne ślepe strzały, leżą (lub leżały) gdzieś w czeluściach szaf (czy też składziku).

Przecież nic nie wydałam!

No właśnie… wydaje nam się, że przecież prawie nic nie wydaliśmy. Złapaliśmy taką okazję! Nic to, że bluzka nie do końca dobrze się układa, marynarka jest w nieciekawym kolorze, a spodnie są za ciasne (przecież kiedyś się schudnie). Jednak działa tu magia kwoty składowej. Sumując wydatki na takie tanie produkty, zazwyczaj wychodzą całkiem konkretne kwoty. Zamiast tego można by kupić jedną lub dwie rzeczy, które na prawdę by nam służyły i w których czulibyśmy się dobrze.

Ktoś może powiedzieć, co to za oszczędność, jeśli w końcowym rozrachunku wydamy tyle samo. Ale różnica w samopoczuciu, gdy nosi się rzeczy, w których dobrze się czuje i wygląda, w przeciwieństwie do przypadkowych ubrań, jest diametralna! Podobna sytuacja ma się z każdą, kupioną po okazyjnej cenie, rzeczą, z której nie korzystamy, lub nie lubimy. To są nasze zmarnowane pieniądze. Dlatego już od dawna nie kupuję czegoś, tylko dlatego, że jest tanie lub w szałowej promocji. Co z tego, jeśli mi się nie przyda…

Niewinne 10 zł wydane tygodniowo na super promocje i przydasie, których nie potrzebujesz to 520 zł w skali roku…

 

Jeśli następnym razem zobaczycie okazję nie do przegapienia, zadajcie sobie poniższe pytania:

  1. Czy kupiłabym dany produkt gdyby nie był przeceniony?
    Nawet jeśli rzadko kupujesz cokolwiek w „pełnej” cenie, odpowiedź na to pytanie pozwoli Ci się zorientować czy faktycznie tego potrzebujesz.
  2. Czy „kocham” ten produkt. Ten podpunkt może brzmieć infantylnie, ale chodzi o to, żeby kupować tylko takie rzeczy, które faktycznie nam się podobają, a nie „mogą być”, są zastępstwem ideału, czy po prostu zostały nabyte dla poprawy humoru.
  3. Kiedy i jak często będę tego używać?
  4. Czy dobrze się w tym czuję?

 

Pamiętaj! To nie okazja, jeśli tego nie potrzebujesz!

 

A Wy jakie pytania dodalibyście do listy pomocnej w oddzieleniu ziarna od plew :P?

Oszczędnicka

20 Comments

  1. Hej,
    Ja spotkałem się z opinią, że zamiast kupić coś od razu, powinniśmy odczekać 1 dzień, tydzień lub nawet miesiąc. Jeśli po tym czasie nadal będziemy zainteresowani produktem, to znaczy, że będzie on przydatny. Jest tylko jeden problem – po tym czasie prawdopodobnie przyjdzie nam za niego zapłacić pełną cenę, albo produkt nie będzie już dostępny.

    Niestety magia promocji polega na tym, że działa ona tylko tu i teraz. Wie o tym sprzedawca, co skrzętnie wykorzystuje 🙁 Ale mimo wszystko warto się temu opierać 🙂

  2. Czasem warto skorzystać z promocji, tylko trzeba to robić mądrze 🙂 A niestety wielu osobom oczy się świecą na widok słów: promocja, obniżka, okazja etc. i przestają racjonalnie myśleć.
    Jeśli chodzi o metodę, którą przytaczasz, zdarza mi się ją stosować, ale raczej nie z promocjami, tylko ogólnie w zakupach (i na pewno nie czekam, aż miesiąca :P). Wynik jest pół na pół.

  3. Promocje są fajne, czasami faktycznie można zaoszczędzić. Pod warunkiem, że akurat w danej chwili określonej rzeczy potrzebujemy. W innym przypadku możemy popłynąć i tak jak piszesz z promocji zrobi nam się niepotrzebny wypełniacz szafy, z którego nigdy nie skorzystamy.

  4. A ja kocham promocje w Rossmannie! Jeszcze nigdy np. nie kupiłam ulubionego szamponu w standardowej cenie, zawsze czekam na promocję, kupuję 3-4 opakowania i starczają mi one do kolejnej promocji. W taki sposób wychodzi, że w cenie 3 (przy regularnej cenie) mam 4 opakowania. Tak samo jest z tabletkami do zmywarki. Ostatnio kupiłam 5zł taniej co przy 27.99 ceny regularnej jest już widoczną różnicą 😉

    • No pewnie, że warto korzystać z promocji, o ile się to robi naumyślnie, a nie pod wpływem chwili. Też lubię rossmanowskie promocje. W przyszłym tygodniu zaczyna się na korektory i zamierzam zrobić „zapas”. Chodzi o to, żeby nie dać złapać na haczyk „promocja, obniżka, przecena” jeśli czegoś nie potrzebujemy 🙂

  5. Ja tez lubie promocje w Rossmann. Tu w Niemczech gdzie mieszkam sa one regularnie co 2 tygodnie. Dostajemy tu darmowa gazete regionalna i co drugi tydzien aktualna Reklama ( Broschüre ) z Rossmanna. Kupuje najczesciej szampony koloryzujace, cremy, Herbatki, srodki czystosci. Sa tez promocje na nmarkowe perfumy ale trzeba pierwszego dnia pojawic bo potem juz nic nie ma. Beata ( Jak jestem w Krakowie, to tez zagladam do PL Rossmana.

    • Tylko trzeba też uważać, żeby nie kupić za dużo „na zapas”. Chociaż akurat z kosmetykami czy środkami czystości, które mają bardzo długą datę ważności nie ma, aż takiego problemu. Ale z takich „zapasowych historii”, po śmierci mojej Babci, gdy porządkowaliśmy jej mieszkanie znaleźlismy sporo chemicznych zapasów (wiadomo, jak to Babcie) ale część była przeterminowana nawet kilka lat! 🙂

  6. Zastanówmy się najpierw co to jest promocja… zakładam, że żaden przedsiębiorca nie chce „dokładać” do biznesu, więc jak to się dzieje, że ceny niektórych produktów mają obniżki po 30%, 50%, i więcej? Słowo „promocja” ma nas skusić tu i teraz do nagłego zakupu. Myli się ten, kto myśli, że to jemu się udało przechytrzyć system i kupić coś taniej. Tak naprawdę, to zrobił dokładnie to, czego chciał sprzedawca! Więc ja chcąc coś kupić, robię to właśnie na promocji, ale zakładam, że to jest właśnie ta realna cena, którą dana rzecz kosztuje. I druga ważna rzecz, skoro mam coś kupić i nie muszę tego robić teraz, to czekam właśnie na promocje, jednocześnie szukając tego „najlepszego”.

    • Masz dużo racji w tym co piszesz, ale czasem faktycznie „promocja” to „promocja”. Wiadomo, że zazwyczaj nawet przy obniżonych cenach przedsiębiorca zarabia, ale trudno oczekiwać, żeby rozdawał swoje produkty/usługi za darmo. Jeśli możemy odłożyć zakup, to warto wtedy szukać promocji. Można też zrobić zapas potrzebnych produktów korzystając z niższych cen.

      Mnie zawsze zadziwiają obniżki cen ubrań w sieciowych sklepach. Wprawdzie czasami nie ma wszystkich rozmiarów, ale jednak 70% mniej, a oni dalej zarabiają…

  7. Ja jakoś tak nie mam że się rzucam na promocje :). Co prawda może i są korzystne ale tylko wtedy dla mnie jak naprawdę mi się coś spodoba, jeśli nie to kupię bez promocji w innym sklepie. Ponieważ w galeriach często są te promocje oszukane dlatego nimi się nie przejmuję że są (często pod metką jest metka z niższą ceną)…Co prawda więcej można kupić niż bez promo za jedną rzecz, ale nie zawsze. Radzę z głową dobierać, szukać i przeliczać. Chociażby nabiał… krótka data ważności…jeśli ktoś nie zerknie to potem wyrzuci aniżeli zje w terminie, ale przecież to już nie na temat 🙂 pozdrawiam.

  8. warto korzystać z promocji, ale nie ze wszystkich 😉

    np. ja NIC nie kupiłam na tych -49% w rossmannie, bo… nic nie jest mi potrzebne. i zaoszczędziłam 100% a nie tylko 49 😉 to dopiero biznes.

    • Hehe 🙂 jest to też jakieś podejście. Ja zawsze na tej promocji (-49%) kupuję korektor(y). Chyba jeszcze nigdy nie zapłaciłam „pełnej” ceny. Ale takie obniżki jasno pokazują, jak wysokie marże mają sklepy stacjonarne

  9. często popełniam ten błąd. ale jestem właśnie na etapie naprawiania go. co prawda przede mną zakupy, ale wywaliłam już prawie wszystko, co nie było w pełni zadowalające! teraz tylko muszę znaleźć kilka rzeczy, które pokocham! oby w promocyjnej cenie… 😉

    a żywnościowo-chemiczne promocje często wynajduję i z nich korzystam!

    • Tylko, żeby też się nie zapędzić w drugą stronę i wyrzucić wszystko jak leci. W pewien sposób jesteśmy odpowiedzialni, za to co mamy/kupiliśmy 🙂 i powinniśmy się starać odpowiedzialnie zagospodarować te rzeczy. Może część może się jeszcze komuś przydać? 🙂

  10. Warto korzystać z promocji, jeśli kupujemy produkty, które stanowią stałą w naszym budżecie np kawa, proszek, płyn do mycia naczyń, pasta. Cały czas kupujemy te produkty. W przypadku takich produktów jak ubrania, elektronika itp to raczej wymieniamy je gdy musimy. Dzięki temu nie wydajemy za dużo a optymalizujemy wydatki.

  11. Zanim kupię coś, co kusi na promocji – daję sobie kilka godzin, albo nawet dni na zastanowienie. To najlepiej sprawdza się w przypadku ubrań: jeśli od razu przestaję myśleć o danym ubraniu, to znaczy, że ani nie był mi potrzebny ani nie czułam się w nim dobrze. Ale jeśli z każdą godziną więcej o nim myślę, to znaczy, że warto wrócić. Poza tym lubię chodzić na takie zakupy z moją siostrą, która jest szczera, a nawet brutalna w kwestii ubrań.
    Natomiast w przypadku dylematu: korzystać z promocji, czy nie: tak, ale z głową. Jeśli wiemy dokładnie, co kupujemy, to łatwo korzystać z promocji, a nie pozwalać, aby one korzystały z nas. Wiem dobrze, jakie produkty są u mnie często wykorzystywane w kuchni, np. masło firmy L., pomidory krojone w pudełku, makaron razowy, ryż brązowy, płatki owsiane i tak dalej, w sumie ok. 20-30 produktów. Gdy widzę, że w danym sklepie są w promocji (a wiem, jaka jest ich regularna cena) to mogę kupić na zapas. Podobnie z kosmetykami: po latach prób znalazłam podkład i puder, które są idealne dla mnie. Nie są jednak zbyt tanie, np. cena regularna podkładu to ok. 60 zł, ale raz na kilka miesięcy w drogeriach są promocje, i cena spada do 44 zł – wtedy kupuję zapas. Czasem kupuję przez internet kosmetyki, bo są tańsze. Wówczas zakupy robię wspólnie z siostrą i cena dostawy jest minimalna.
    Uważam, że wiedza o tym, co się kupuje i które zakupy robi różnicę w portfelu jest ważna przy oszczędzaniu. A sprawdzanie cen wchodzi w krew i nie zajmuje dużo czasu.

    • O tak, poruszyłaś ważny aspekt – wiedzieć co się często kupuje i jaka jest tego regularna cena. Wtedy najpełniej można skorzystać z promocji! 🙂

  12. Promocje tak – wtedy, gdy rzeczywiście danej rzeczy potrzebujemy lub ewentualnie spełnienie zachcianki pod warunkiem, że mamy na to fundusze 😉

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *