Po pierwszej lekturze książki „Dziecko bez kosztów. Przewodnik po niekupowaniu” autorstwa Giorgii Cozza byłam bardzo zawiedziona. Właściwie nie dowiedziałam się z książki niczego nowego. Pomyślałam, że jest to świetny chwyt marketingowy na wyciągnięcie z rodziców kolejnych pieniędzy (to, co autorka potępia na stronach publikacji). Dodatkowo irytował mnie ton wywyższania tzw. rodzicielstwa bliskości i negowania innych podejść do wychowania dzieci.
Jednak jakiś czas temu dałam tej książce jeszcze jedną szansę. I muszę Wam powiedzieć, że teraz z perspektywy Mamy trochę inaczej spojrzałam na zawarte w niej twierdzenia. Chociaż nadal irytuje mnie to wywyższanie rodzicielstwa bliskości. Jednak widzę, że niektórym znanym mi Rodzicom ta książka z pewnością by się przydała. Na pewno znacie też takie osoby, które kupują miliony niepotrzebnych rzeczy dla swoich pociech, jednocześnie narzekając, że „dziecko jest TAKIE drogie”. Dlatego zmieniłam zdanie i uważam, że to super prezent właśnie dla takich okazów 🙂 Bo może człowiek czasem po prostu przytłoczony tymi wszystkimi reklamami i „masthewami” z kolorowych gazet nie ogarnia. Że można prościej i mniej. Że dziecko wcale nie potrzebuje tego ogromu gadżetów i zabawek. Że Rodzice to wszystko, czego potrzebuje bobas…
Giorgia skupia się na pierwszym roku życia dziecka, udowadniając na każdym kroku, że w tym początkowym okresie dziecko potrzebuje tylko jednego – bliskości matki (rodziców). Nie do końca się z tym zgadzam, bo jednak dziecko dzieckiem, ale rodzice też mają swoje potrzeby. To prawda, że smoczki, butelki, bujaczki etc. to zamienniki Mamy, ale… (jak zawsze) to wszystko zależy. Jeśli ktoś ma bardzo wymagające uwagi dziecko, które trzeba nosić niemal 24 godziny na dobę, na pewno będzie miał inne potrzeby niż rodzice „aniołka”.
Książka ma fajną, przejrzystą formułę. Jest podzielona na dwanaście rozdziałów, z których każdy porusza inną tematykę:
w oczekiwaniu na dziecko – urodziło się – karmienie: od narodzin do 6 miesięcy – sześć miesięcy: siadamy do stołu – higiena malucha – pieluszki – ubranka – sen – dziecko w domu – na spacerze z dzieckiem – zabawa i zabawki – książki, bajki i opowiadania
Moje przemyślenia:
Z czym się nie zgadzam:
1. Garederoba.
Nie wyobrażam sobie na przykład chodzenia w ciąży w dresach, czy korzystania z garderoby partnera. Owszem trzeba racjonalnie podejść do tematu i nie kupować całej nowej kolekcji. Ale chociaż w jedne spodnie na gumce, czy kilka bluzek trzeba się zaopatrzyć.
Podobna sytuacja ma się z biustonoszem do karmienia. Samo karmienie piersią oczywiście nie wpływa negatywnie na kształt i wygląd piersi, ale noszenie źle dobranych staników już tak. Dlatego również optuję za zakupem chociaż jednego dopasowanego do zmienionych piersi biustonosza.
2. Kosmetyki
Z lektury książki wynika, że żadne kosmetyki nie są potrzebne ani Mamie, ani dziecku – z wyjątkiem olejku migdałowego. W moim przypadku zupełnie się nie sprawdził. Wiele kobiet karmiących piersią potrzebuje specjalistycznych kremów do brodawek (które naprawdę działają).
3. Pieluszki wielorazowe
Być może idę na łatwiznę i nie myślę o Planecie… ale nie wyobrażam sobie korzystania z pieluszek wielorazowych przy noworodku. Jak już pisałam (tutaj), na początku Junior zużywał nawet 20 pieluszek dziennie! A wychowanie bezpieluszkowe to już totalna abstrakcja. Być może wielorazówki sprawdzą się przy większym dziecku, ale nawet Wolny (czy raczej jego żona) zrezygnowali z wielorazówek.
4. Zero gadżetów
W książce wszystkie gadżety wrzucone są do jednego worka: „niepotrzebne”. Według mnie każda Mama, która chce karmić piersią, powinna się zaopatrzyć w laktator (rzecz jasna najlepiej pożyczyć). To niesamowicie ułatwia początki. I nie zgadzam się, że ręczne odciąganie daje radę… Nie daje!
Z czym się zgadzam:
1. Gadżety z kosmosu
W książce wymienionych jest kilkanaście takich „mega” potrzebnych akcesoriów. Mój faworyt – analizator płaczu dziecka.
2. Ubranka, akcesoria etc z drugiej ręki.
Tak, tak i jeszcze raz tak! 🙂 Złota rada „Lepiej pożyczyć niż kupować”. A jeśli nie ma możliwości, zawsze można poszukać na stronach ogłoszeniowych typu allegro, olx czy facebookowe grupy.
3. Pomoc bliskich.
O ile dziecko nie potrzebuje nic oprócz Mamy(Rodziców), o tyle Mama nie potrzebuje nic oprócz wsparcia i pomocy od swoich bliskich w początkowej fazie macierzyństwa. Nie chodzi jednak o pomoc w samej opiece nad dzieckiem, a raczej w ogarnianiu całej reszty.
A teraz informacja dla wszystkich narzekających jak to w Polsce jest strasznie, źle i niedobrze:
we Włoszech (przynajmniej tak pisze Cozza) urlop macierzyński trwa tylko 5 miesięcy i jest płatny 80% pensji. Także nie mamy na co narzekać 🙂
Podsumowując „Dziecko bez kosztów” nie jest tylko poradnikiem, jak oszczędniej wychować dziecko. Książka promuje świadome, rozważne życie w zgodzie z prawdziwymi potrzebami człowieka (szczególnie tego najmniejszego). Autorka opierając się na badaniach, psychologii i opiniach rodziców pokazuje, co jest realną potrzebą dziecka, a co stworzoną przez sztaby marketingowców bańką mydlaną.
Jeśli szukacie sprawdzonych sposobów na zmniejszenie „dziecięcych kosztów” oraz wszystkich promocji w jednym miejscu, zapraszam Was do facebookowej grupy „Dziecko bez kosztów„.
Zgadzacie się z tezami postawionymi przez autorkę książki, czy macie inne zdanie? Co według Was jest niezbędne dla dziecka?