Bardzo się cieszę, że post o budżecie Agnieszki i Marka przyjął się z tak pozytywnym odzewem. Oczywiście nie zamierzam porzucać naszego cyklu, ale dalej będzie to tylko „wydatkowa” część. Kolejne odcinki o finansach Agnieszki i Marka już niebawem, a tymczasem zapraszam na nasze podsumowanie kwietnia. Ostatnio zastanawiałam się, czy nie dotknęła nas inflacja stopy życiowej, ale kwietniowy budżet pokazał, że po prostu chłopcy rosną… i np. jedzą coraz więcej. Nie są to jakieś ogromne sumy, ale postanowiliśmy zwiększyć limit wydatków w niektórych obszarach. Ostatecznie dzięki jednej kategorii zamknęliśmy miesiąc na dość sporym plusie (ponad 450 zł!).
Prezentowane tu wydatki, to koszty życia 4-osobowej rodziny. Mieszkamy w średniej wielkości mieście, w mieszkaniu rodziny (nie płacimy za wynajem, tylko czynsz i rachunki). Jestem obecnie na urlopie macierzyńskim, a Oszczędnicki do pracy chadza na piechotę. Junior ma 3 lata, a Nowy Obywatel właśnie zaczął jeść coś innego niż tylko mleko. Nie mamy żadnych kredytów. Wydajemy mniej, niż zarabiamy (jednak jako że nie chcemy się dzielić przychodami, nie zdradzam, ile oszczędzamy).
Kategoria I – rzeczy najważniejsze i niezbędne
Kategoria rachunki domowe właściwie bez komentarza. Budżet wypełniony na tip-top. W maju kończy nam się umowa z dostawcą internetu, ale na razie nie znaleźliśmy znacząco lepszej oferty, więc tu chyba nie znajdziemy dużych oszczędności.
Dość niespodziewanie przekroczyliśmy limit wydatków na zakupy, ale było to spowodowane przede wszystkim rozszerzeniem diety Najmłodszego. Jeżeli stosujecie metodę BLW (bobas lubi wybór) to wiecie, jak to wygląda. Niestety znaczna część jedzenia ląduje na podłodze. Moje aspirująco-zerowastowe serce trochę płacze, ale co zrobić… A że staramy się zapewnić Najmłodszemu różnorodność, ma to też odzwierciedlenie w wydatkach.
* Są dwa podejścia do budżetu – sztywne i elastyczne. My skłaniamy się do tego drugiego. Układamy go z pewnymi luzami (nie wiem, czy tak można napisać, ale mam nadzieję, że wiecie, o co mi chodzi). Dlatego, jeśli widzimy, że zbliżamy się do kwoty, którą ustaliliśmy jako limit, nie zawsze uznajemy ją za sztywną i nienaruszalną. Oczywiście trochę inaczej może to wyglądać przy wydatkach typu „zachcianki”, ale w kategorii „jedzenie” nie potrzebujemy się sztywno ograniczać. Ta wartość jest zatem dla nas taka referencyjna. Ale z uwagi na nasze nowe potrzeby w przyszłym miesiącu zwiększamy budżet jedzeniowy do 900 zł.
Wydatki chłopców na plusie ;). Nie wiem, czy już się Wam chwaliłam, że Junior dostał się do państwowego przedszkola, więc od września koszty jego opieki spadną o ok 300 zł. Dojdzie nam za to opłata za żłobek Najmłodszego (podanie do publicznego złożone, ale szanse na miejsce nie są zbyt wielkie). Także w ostatecznym rozrachunku ta oszczędność zniknie.
Być może pamiętacie, jak w zeszłym roku próbowałam kupić sandały? Jestem okrutnie wybredną klientką – i nie znalazłam dla siebie niczego odpowiedniego. Tym razem rozpoczęłam poszukiwania wcześniej, ale póki co nic… nic… i nic…
Kupiłam sobie za to spódnicę… jednak nie jestem pewna czy ją zostawię… szukałam czegoś w tym stylu, ale nie jestem do niej w 100% przekonana. A zgodnie z moją nową „filozofią ubraniową”, muszę być totalnie pewna, że dana rzecz pasuje mi do większości ubrań w mojej szafie i czuję się w niej znakomicie. Ten drugi warunek jest spełniony, ale pierwszy niekoniecznie…
W czerwcu zamierzam zająć się moją szafą. A przynajmniej zacząć. Jestem już po pierwszej lekturze Warsztatów stylu i widzę, jak wiele pracy mnie czeka. Dlatego możecie się spodziewać kilku wpisów z serii oszczędnicka szafa.
Poprzednie ubraniowe wpisy:
– Oszczędnicka szafa – część 1
– Oszczędnicka szafa – część 2
– Capsule wardrobe w ciąży – oszczędnicka szafa część 3
Właściwie to nie wiem, dlaczego ustaliliśmy sobie limit 50 zł na leki… chyba z rozpędu i z uwagi na wydatki w poprzednich miesiącach. Na szczęście wykorzystaliśmy go jedynie w połowie.
Tym razem największa niespodzianka spotkała nas przy kosztach transportu. Tak się złożyło, że nie musieliśmy tankować naszego auta ANI RAZU!
Kategoria II
Wydatki w kategorii „inne” również na plusie. Tak jak Wam wcześniej pisałam, w kwietniu kupiliśmy kurs Marcina Iwucia „Kredyt hipoteczny krok po kroku”, bo planujemy za jakiś czas „bawić się w kredyt na dom”. Chcemy się do tego dobrze przygotować i uważam, że ten kurs bardzo nam pomógł. Jeśli zastanawiacie się, czy warto go kupić, przeczytajcie moją recenzję.
Kwiecień rozpieszczał nas pogodą dlatego w kategorii „Jedzenie na mieście” pojawiła się dodatkowa rubryka „lody”. Jest widoczna tylko „w wydatkowej” części budżetu, bo chciałam sprawdzić, ile lodów przejemy ;). Ja mam ograniczone pole wyboru, bo wegański smak jest zawsze tylko jeden (ewentualnie są jeszcze sorbety – ale nie zawsze mam ochotę). Wydaliśmy ponad 60 zł i zamierzamy zrobić to ponownie :P.
Zapisz się na newsletter, żeby otrzymać zupełnie za darmo oszczędnicki plik budżetowy
Pomimo przekroczenia limitów w kilku przypadkach w ostatecznym rozrachunku jesteśmy bardzo na plus 😉 – ponad 450 zł. Oczywiście, gdybyśmy „normalnie” zatankowali, to nadwyżka wynosiłaby tylko 160 zł, ale… fakty to fakty :P. Na facebooku pytałam Was, co byście zrobili z takimi „nadprogramowymi 500 zł”. Ale jeśli nie korzystacie z mediów społecznościowych, możecie się podzielić swoim pomysłem w komentarzu pod tym postem :).
Jak tam Wasze budżety w kwietniu?
Nie wierzę w szybkie i bezbolesne rozwiązania na zarobienie milionów. Jestem za to przekonana, że zarządzanie domowymi finansami wcale nie jest takie trudne, jak to się niektórym wydaje :).
Z książką Finanse domowe krok po kroku nauczysz się mądrze oszczędzać, organizować wydatki, zwiększać dochody i świadomie wydawać swoje pieniądze.
Więcej informacji o książce ➡➡➡ TUTAJ