Maj przyniósł niższe wydatki niż kwiecień, ale nadal wyższe niż nasz „standardowy budżet„. Jednak przyczyną nie były żadne niespodzianki, ale zaplanowany (choć ostatecznie dość spontaniczny) urlop.
Prezentowane tu wydatki, to koszty życia 3-osobowej rodziny. Mieszkamy w średniej wielkości mieście, w mieszkaniu rodziny (nie płacimy za wynajem, tylko czynsz i rachunki). Dojeżdżam do pracy 70 km w jedną stronę, ale na szczęście tylko 1 dzień w tygodniu (w pozostałe dni pracuję zdalnie z domu). Oszczędnicki do pracy chadza na piechotę. Junior ma już 2 lata i niestety sporo kosztuje nas jego opieka (chociaż to tylko 3 godziny dziennie). Nie mamy żadnych kredytów. Wydajemy mniej niż zarabiamy (jednak jako że nie chcemy się dzielić przychodami, nie zdradzam, ile oszczędzamy).
Kategoria I – rzeczy najważniejsze i niezbędne
W maju zmieniono nam cennik za wodę, co miało odzwierciedlenie w zwiększeniu wysokości czynszu. Ostatecznie kategoria rachunki domowe na niewielkim plusie.
W kategorii podstawowe niemiła niespodzianka. Prawie 150 zł na minusie za zakupy jedzeniowe i 60 zł za kosmetyki… Jedzenie jeszcze jestem w stanie wytłumaczyć. Część to impreza urodzinowa Oszczędnickiego, reszta to większe zakupy na wakacjach. Mieliśmy przeznaczoną osobno kwotę na zakupy wakacyjne, ale ostatecznie wrzuciłam wszystko do jednego worka. A kosmetyki… 2 kremy przeciwsłoneczne, o których zapomnieliśmy w planowaniu… iii nie mam pojęcia co jeszcze ;P.
Za to oszczędziliśmy w maju na żłobku dla Juniora. Jako że płacimy za godziny, to mogliśmy jednorazowo zmniejszyć opłaty na najniższy pakiet ;). Planowaliśmy większe zakupy ubraniowe, ale ostatecznie kupiliśmy tylko buty.
Być może zauważyliście, że jakiś czas temu zniknęła rubryka „moje dojazdy”, a to dlatego, że nie dojeżdżam już do pracy ze znajomymi. Ostatnio pojawiam się też rzadziej w biurze… a niebawem nie będę już wcale, bo pojawi się Nowy Obywatel, więc będę się rozkoszować „urlopem” macierzyńskim. A raczej będę próbować ogarnąć chaos, który zagości w naszym domu ;).
Wydatki na leki niższe niż oczekiwane, ale niestety chyba nigdy nie będziemy mieć tu zera. Będąc w ciąży, muszę (i chcę) brać suplementy. I zawsze „coś” się znajdzie. Chociaż i tak nie ma co narzekać i trzeba dziękować, za to zdrowie co się ma (bo przecież zawsze może być znacznie gorzej :P).
Nie uwierzycie, ale to znowu wydatki Oszczędnickiego :P. Od miesiąca planuję kupić sobie sandały… i ciągle rezygnuję. Najpierw nie mogłam dojść do sklepu. A kiedy już się tam w końcu znalazłam, to nic… kompletnie nic mi się nie podobało… Szukam super prostych czarnych lub ciemnych sandałów, (niesportowych) bez żadnych ozdób i świecidełek. Myślałam o skórzanych, ale po prostu w sklepach nic nie ma! Kompletnie… I nie wiem, co mam zrobić. Z jednej strony ich potrzebuję, a z drugiej nie chcę kupować czegoś, do czego nie będę miała 100% przekonania… Może widziałyście gdzieś jakieś proste sandały, albo same takie kupiłyście?
O tym dlaczego umieszczamy wakacje w kategorii rzeczy najważniejszych i niezbędnych, pisałam rok temu. Wprawdzie mieliśmy zaplanowany wyjazd, ale w ostatniej chwili zmieniliśmy plany i ostatecznie byliśmy nad morzem dwa razy (w dwóch różnych miejscach). 200 zł przeznaczone na wakacyjne wydatki ostatecznie znalazło się w głównej kategorii jedzeniowej, a „na mieście” zbyt wiele nie jedliśmy. Właściwie tylko raz. Resztę dni gotowaliśmy w domu. Wiem, że części z Was zupełnie nie chce się gotować na wakacjach, ale ja wolę postać 30 miut w kuchni i mieć coś, co faktycznie chcę zjeść, a nie chodzić zrezygnowana po knajpach i wybierać mniejsze zło ;).
Ostatecznie wydaliśmy mniej, niż planowaliśmy. I bardzo dobrze, bo wpadł nam nieplanowany wydatek związany z samochodem.
Kategoria II
Niestety zachcianki znowu nienajlepiej… Wiem, że się zrobiło ciepło… jemy więcej lodów itp. ale kategoria śmieci niezmiernie mnie smuci… Wprawdzie staramy się (bo Oszczędnickiemu czasem się jeszcze przez nieuwagę zdarzy) kupować słodycze bez oleju palmowego, więc wybór mamy baaaaaaaardzo ograniczony. Ale też takie „niepalmowe” rarytasy są zazwyczaj droższe.
„Obudziliśmy się” przed wyjazdem, że trzeba przeczyścić klimatyzację i wymienić olej. Zupełnie tego nie planowaliśmy i powiedzmy, że nie był to wydatek z serii „awaria”, ale raczej „gapiostwa” :P.
Plany planami, a koszty kosztami. I to jeszcze w tej wydawać by się mogło mniej ważnej kategorii… Jestem jednak przekonana, że czerwiec przyniesie poprawę!
Ostatecznie nie zrobiliśmy budżetu, ale na plus, co w tym przypadku bardzo nas cieszy. Wakacje to ważna rzecz i chociaż warto na nich (mądrze) oszczędzać, to trzeba też dobrze ten czas wykorzystać. Kwiecień i maj były wyjątkowe pod względem kosztów. W kolejnym miesiącu wracamy jednak na nasze dawne tory. A potem lipiec… sierpień i będzie ogień!