„ujawniłam się” niemal rok temu, ale specjalnie się z tym nie afiszowałam. Jednak teraz, przy okazji promocji zbiórki na moją książkę wrzuciłam taką informację na facebooka. I wiecie, co mnie najbardziej zdziwiło? Mocno sceptyczne podejście niektórych osób „do oszczędzania”. Żeby było ciekawiej, najwięcej obiekcji miały osoby, które (wydawało mi się) racjonalnie zarządzają swoimi domowymi budżetami…
Usłyszałam (i przeczytałam), że to kontrowersyjny temat. Że po co w ogóle oszczędzać?! Czy w takim razie mamy liczyć każdy grosz i zamiast zjeść coś dobrego w knajpie iść do „biedy” i kupić coś w zamian?! Myśleć ciągle o przyszłości? Oszczędzać na jakości, byle by złotówki rosły na koncie… [To chyba było nawiązanie do zadania 25 o tym, żeby jeść więcej w domu :)]
I zastanawiam się, skąd się to bierze, że mylimy oszczędność ze skąpstwem?! Dlaczego słowo „oszczędzanie” ma negatywny wydźwięk w głowach tak wielu osób? Przecież w oszczędzaniu nie chodzi o to, żeby oszczędzać na wszystkim „bo tak”. Tylko żeby ograniczać swoje wydatki na rzeczy, które nie są dla nas ważne, żeby bez przeszkód wydawać pieniądze w obszarach dla nas ważnych… A przynajmniej ja tak rozumiem ideę mądrego oszczędzania… :).
Oszczędzanie to nie jest coś wstydliwego, niepotrzebne ograniczanie się i odbieranie sobie radości życia. Trzeba żyć tu i teraz, cieszyć się tym, co mamy, sięgać po więcej, ale… wszystko z głową.
Jeśli ktoś mi mówi, że nie ma pieniędzy, żeby odkładać na fundusz awaryjny, poduszkę bezpieczeństwa czy emeryturę, a jednocześnie nabywa ciągle ubrania (których nie nosi) czy chodzi kilka razy w tygodniu do knajpy (bo „nie ma czasu gotować”), to ja po prostu tego „nie kupuję”. Trzeba sobie ustalić priorytety. Nigdy nie jest tak, że WSZYSTKO jest dla nas ważne. To jest po prostu niemożliwe :).
Nigdy nie twierdziłam, że trzeba oszczędzać „na wszystkim”. Trzeba po prostu szukać odpowiednich dla nas rozwiązań.
A Ty uważasz, że oszczędzanie to wstydliwa sprawa? Skąd takie przekonanie w naszym Narodzie? 🙂