„Sekrety amerykańskich milionerów” autorstwa Williama D. Danko i Thomasa J. Stanley’a to jedna z tych książek, które można przeczytać, wyciągnąć wnioski i przekazać dalej. Chociaż treści w niej zawarte są bardzo wartościowe, to raczej nie są to rzeczy, do których wraca się po kilka razy. Przynajmniej w moim przypadku. Jeśliby się chciało jednym zdaniem podsumoawć tę książkę, brzmiałoby ono tak:
Żyj znacznie poniżej swoich możliwości finansowych.
[Przypomnę tylko, że w serii „Oszczędnicka poleca” nie przedstawiam Wam klasycznych recenzji książek, a moje subiektywne przemyślenia i fragmenty, które uważam za wyjątkowo ciekawe i inspirujące.]
Książka powstała po kilkunastu latach badań dwóch socjologów i wydaje mi się, że jest najbardziej podbudowaną merytorycznie publikacją, jaką znam.
Autorzy dzielą się, czasem zupełnie odbiegającymi od stereotypów wynikami długoletnich analiz. Na jakiej podstawie badacze dobierali swoich respondentów? Często zakładamy, że jeśli ktoś mieszka w bogatej dzielnicy, w wielkim domu, oznacza, że ma pieniądze. Nic bardziej mylnego. Oznacza to tylko tyle, że wydaje dużo pieniędzy. Przepytywani w książce milionerzy w większości nie mieli miliona dolarów w gotówce. Tyle wart był ich majątek. Co więcej większość z nich wygląda bardzo niepozornie i mało kto by się zorientował, że faktycznie są milionerami.
Kolejna bardzo ważna sentencja (którą doskonale już znacie) podsumowująca przekaz książki:
Nie ważne ile zarabiasz, ważne ile wydajesz.
Inspirujące myśli:
- Większość ludzi ma o bogactwie całkowicie fałszywe pojęcie. Bogactwo nie oznacza wysokich pensji czy zarobków. Jeśli nawet zarobiłeś dużo pieniędzy, lecz wszystko, co zarobiłeś wydałeś, nie staniesz się ani odrobinę bogatszy. Co najwyżej możesz powiedzieć, że żyjesz na wysokim poziomie. Pamiętaj jednak, że majątkiem jest tylko to, co udało ci się zgromadzić, a nie to, co wydałeś.
- W jaki sposób ludzie stają się bogaci? Pokaźny spadek, szczęście w interesach, dyplom prominentnej uczelni czy nawet inteligencja są stosunkowo rzadko źródłem powstawania fortun. Bogactwo, majątek jest najczęściej owocem ciężkiej pracy, uporu, systematyczności, a w jeszcze większym stopniu, samodyscypliny.
- „Formuła zamożności”: po czym poznać, że ktoś jest bogaty?
Należy przemnożyć wiek osoby przez jej roczny dochód brutto ze wszystkich źródeł i tak uzyskany iloczyn podzielić przez 10. Uzyskana liczba mówi nam, jaka powinna być wartość naszego majątku… - Ponad 80% milionerów to ludzie, którzy majątek zgromadzili za swojego życia. Z reguły bowiem fortuny zgromadzone w pierwszym pokoleniu, zostają przez jedno czy dwa następne roztrwonione. Imigranci w pierwszym pokoleniu mają tendencję do pracy „na swoim” – osoby „samozatrudniające się” zarabiają z reguły więcej. (Nie wiem, czy to ma takie jasne przełożenie w Polsce…).
- Milionerzy nie inwestują więcej niż 30% swoich środków finansowych na giełdzie.
- Ludzie ci stali się milionerami właśnie dzięki skrupulatnemu planowaniu i kontroli własnych zasobów. Nie zarzucili tych czynności nawet wtedy, gdy stali się zamożni. Świetna analogia do joggingu: ci, którzy biegają właściwie nie potrzebują joggingu, są przecież wytrzymali i wysportowani – to właśnie zasługa joggingu. Natomiast ci, którym sprawności finansowej brakuje, robią bardzo niewiele, żeby ją choć trochę poprawić.
- Pomiędzy planowaniem a ilością posiadanego majątku istnieje bardzo silna korelacja i to nawet u osób o stosunkowo skromnych dochodach. Badanie 854 respondentów wykazało wprost proporcjonalną zależność pomiędzy ilością czasu i energii przeznaczonego na planowanie inwestycyjne a wartością posiadanego majątku.
- Niemilionerzy poświęcają o wiele za mało czasu na planowanie i zarządzanie własnymi finansami.
Milionerzy ciągle się szkolą! - Choroba wielu współczesnych ludzi to mania posiadania. Stają się niewolnikami rzeczy, które posiadają. Ich motywację do działania skupiają się na atrybutach finansowej prosperity i polegają na ciągłym przekonywaniu innych, że oni sami są ludźmi sukcesu.
- Nie pożyczaj na kupno domu, więcej niż wynosi dwukrotna wartość twoich rocznych zarobków brutto.
- Rozrzutność lepiej się sprzedaje. Media bardzo często wmawiają młodym ludziom, że ci, którzy mają pieniądze, szastają nimi, oraz, że jak cię widzą, tak cię piszą.
Jednak jedna rzecz zupełnie mnie nie przekonała. A mianowicie, podkreślanie tego, że większość milionerów odmawiania sobie luksusowych rzeczy, ale też normalnych (spora część kupowała ubrania tylko na przecenach). Niektóre przykłady ocierały się niemal o granicę skąpstwa. Ale z drugiej strony, kto bogatemu zabroni? 😛
Czytaliście tę książkę? Jaka jest Wasza opinia? Może Waszą uwagę zwróciły jakieś inne inspirujące myśli?
Projekt książkowy:
1/52 Marta Sapała „Mniej. Intymny portret zakupowy polaków”
2/52 Suze Orman „Kobiety i finanse”
3/52 Gary Keller „Jedna rzecz”
4/52 Marcin Iwuć „Jak zadbać o własne finanse”
5/52 Maciej Samcik „Jak pomnażać oszczędności?”
Masz chyba złe mniemanie o przecenach, przecież wyprzedaże choćby odzieży/butów to nie lumpeksy, tylko normalny schemat kalendarzowo ustalanej wyprzedaży przed sezonową zmianą towaru (która i tak następuje z ogromnym wyprzedzeniem rzeczywistego sezonu). Po drugie, wiele firm ma okresowe promocje, jak się ktoś zapisze na właściwy newsletter, to za każdą usługę będzie mógł płacić mniej, niż cena standardowa 🙂 Ja też np. nie płacę 33 zł za bilet do kina tylko 13, skoro można 🙂
Sama książka dość długa i mocno przeciąga się tą samą tematykę po obszernych omówieniach badań – ale wnioski wartościowe.
Może zbyt ostro to zabrzmiało.
Nie uważam, że kupowanie na wyprzedażach to coś złego (w lumpeksach też nie). Sama przecież korzystam z takich okazji. Odniosłam jednak wrażenie, że w książce było to zbyt mocno podkreślane i uwypuklane, niemal jako jedyny właściwy sposób podejścia do zakupu ubrań 🙂
Po prostu zmieniłam podejście od ubrań. Kupuję ich baaaaardzo mało, ale takie, które podobają mi się w 100% i nie mam „żadnych ale” w stosunku do nich.Dlatego wtedy nie patrzę do końca na cenę. Jasne, jeśli jest promocja, lub kiedy wiem, że w najbliższym czasie jest szansa na takową, to czekam. Ale cena nie jest jedynym wyznacznikiem tego, czy daną rzecz kupię 🙂
Punkt widzenia zależy od… no właśnie, np. tego, że się ma dzieci, które szybko rosną i potrzebują częstych zmian na nowe ubrania 🙂 Poza tym tam w książce jest amerykański pogląd, bo u nich to już wielopokoleniowa tradycja. U nas sezonowa wyprzedaż, to kilkanaście ostatnich lat, dopiero pierwsze pokolenie dorasta (od urodzenia) z nową mentalnością (dla nich jest coś oczywiste, jeśli było od ich urodzenia).
Ale to (według mnie) są zupełnie dwie różne rzeczy. Rety wyjdę teraz na wyrodną matkę, co to sama sobie kupuje nie wiadomo co, a dziecku na lumpach… 😀
Według mnie kupowanie tylko nowych ubranek dziecięcych, które baaaaardzo szybko się eksploatują (chociaż czasem nawet nie zdążą, tak Bąbel wyrasta) jest bez sensu. Ja dostałam mnóstwo w spadku, a jeśli czegoś potrzebujemy, to kupujemy na promocjach, albo uzywane.
Ale… ubrania „dla dorosłych” to co innego. Tutaj stawiam na jakość i spójność z moją garderobą. Wolę kupić jedną koszulkę, która faktycznie mi odpowiada, niż 5 na promocji (takich, które „mogą być”). A mam za sobą etap robienia „świetnych deali” ubraniowo-promocyjnych, czego efektem była pełna szafa, ale i tak nie miałam się w co ubrać 🙂 Oczywiście jeśli coś mi się bardzo podoba i jest mi potrzebne, to nie będzie mi smutno jeśli będzie przecenione 😛
ja dla dziecka kupuje np. w Pepco albo w Lidl. ubranka są wystarczająco dobrej jakości, żeby mógł przecierać kolana. dużo dostaje w spadku. nie kupuje firmowych ubrań, a w prezencie dostaje takie tylko od teściów i szwagier ek moich, bo one innych nie uznają
ale jedna właśnie spodziewa się dziecka, wiec tylko czekam aż zrozumie, że to słaba droga
Yes! Kolejna wyrodna Matka co to dziecku „żałuje na markowe ciuchy” 😀
Jeśli szwagierka odczuwa taką potrzebę (żeby kupować maluchowi tylko „firmowe” ubrania) i chce przeznaczać na to pieniądze, to przecież nic złego 🙂 Pod warunkiem, że nie będzie potem narzekała, że „dziecko kosztuje fortunę” 😛
gorzej, jeśli ona żyje za pieniądze z kredytu. z trzech moich kartonów ciuchów ciążowych wybrała dwie bluzki, nie chce od nas ani wózka ani łóżeczka ani ubranek. po prostu do tej pory na garnuszku rodziców nie zdaje sobie sprawy z tego, że dziecko musi mieć nowe tylko pampersy 😉 a już to daje spora miesięczna kwotę.
jak pomyślę, że na zwykłe spiochy ona wydała 80zl to widzę cały stos ubranek nowych ale bez tej metki smyk. życie. …
O nie! To faktycznie nieciekawie 🙁
Może podrzuć jej mój artykuł gościnny na FBO, z masą wyliczeń. Może to otworzy jej oczy… Chociaż podejrzewam, że skoro ma takie podejście, to nie będzie miała ochoty czytać o kosztach… W każdym razie –> http://marciniwuc.com/ile-wydajemy-na-dzieci/
czytałam…. ona czytuje chyba tylko tablicę na fb 😉
niech się sama przekona 😀
Nie czytałam, ale zachęciłaś mnie bardzo;-) Gdzie można ją kupić?
A wyprzedaże popieram i ja i podpisuję się pod nimi obiema rękami. Gorzej byłoby gdyby to przerodziło się w skąpstwo. Ale kupowanie na wyprzedażach to zdrowy rozsądek raczej;-)
Pozdrawiam i zyczę pięknego walentynkowego weekendu.
Masz rację, warto korzystać z wyprzedaży.Ale nie warto, żeby cena była jedynym kryterium zakupu ubrania (bo potem tony nieużywanych ubrań, które nie do końca nam się podobają zalegają w szafach).
Książkę można kupić na przykład tutaj –> bit.ly/213RqyL 🙂
Ciekawe rzeczy! 🙂
Świetne wnioski i wskazówki otwierające oczy osobom żyjącym na pokaz albo od 1. do 1. To takie proste a takie trudne dostrzec, że można postępować inaczej, gdy tkwimy w naszym niezdrowych nawykach. Dzięki! Książka dopisana do listy prezentów 😉
Rozejrzę się za tą książką. 🙂 Wydaje się być bardzo inspirująca. 🙂
Inspirująco, szczególnie to …. Żyj znacznie poniżej swoich możliwości finansowych. Musze przeczytać.
Czytałam tą książkę ostatnio, w oryginale. Potwierdziła moje własne obserwacje: osoby naprawdę zamożne nigdy nie wydają pieniędzy bezmyślnie. A może inaczej: są zamożne, bo nie są rozrzutne 🙂
I rozumiem kupowanie na przecenach: jest ich obecnie tak dużo (i zdarzają się na tyle często), że nie ma sensu kupować w pełnej cenie.
Dokładnie. To, że ktoś szasta pieniędzmi wcale nie znaczy, że „je ma” 🙂
Ale nie zgodzę się z Tobą. Widzę sens w kupowaniu ubrań w „pełnej cenie”. Jeśli się chce stworzyć dobrą i spójną garderobę. Tzn. jasne można polować latami na wybrane rzeczy, ale… według mnie szkoda czasu. Jeśli zdarzą się „przy okazji” to jasne, wykorzystywać! ale niech cena nie będzie jedynym wyznacznikiem 🙂
Jeśli zależy nam na spójnej garderobie, to oczywiście masz rację. Ja po prostu patrzę na sprawę z perspektywy modowego ignoranta 😀
Mój wiek -27 razy dochód -0 dzielone przez 10. chyba jestem bogata 😉
ciekawe….
musze zacząć czytać więcej o finansach.
swoją drogą nie wiem czemu przegapiłam ten artykuł.
Kaśka, duchem na pewno 🙂
niestety 27 x 0 = 0 A 0/10 = 0 🙂
Ale wiem, że to się niedługo zmieni!!! 🙂
Ale to zero mam. wiec jestem bogata według tej myśli. mam nieco więcej niż zero 😉 hehehe
zmieni się, wierzę, że się zmieni
Jeja ale inspirujący cykl! Chyba muszę przeczytać tę książkę, Twoja recenzja mnie zainteresowała.
Mam wrażenie, że czytamy te same książki finansowe 🙂
Tak życie ponad stan to nie jest wolność…To jest właśnie niewola, tak jak kredyty i wszelkie stałe zobowiązania. Niestety.
Z chęcią bym przeczytała tę książeczkę 🙂